„Nie słuchaliście mnie, dopóki nie zasłoniłem twarzy”. Banksy zabiera głos
Prawie każdy o nim słyszał, ale nikt nie wie, jak wygląda. Nawarstwiają się spekulacje dotyczące jego prawdziwej tożsamości. Robert Banks, Robin Gunningham, Robin Banksy – nie wiadomo, jak naprawdę nazywa się Brytyjczyk, który mimo narastających wokół niego legend i niedopowiedzeń, wciąż skutecznie gubi tropy i nie daje sobie ściągnąć „artystycznej maski”, a co za tym idzie, złapać na „gorącym uczynku”. Wciąż trzyma wszystkich w szachu.
„Nie słuchaliście mnie, dopóki nie zasłoniłem twarzy” – odezwa Banksy’ego.
„Wbrew własnemu zdrowemu rozsądkowi i pozostając w zgodzie z prawem, Banksy podkreśla, że powinien być identyfikowany jako autor tej publikacji” – czytamy już na wstępie książki wydanej nakładem SQN pt. „Banksy. Wojna na ściany”. Twórca zaczyna w swoim stylu. Pierwszy obraz, który zobaczy odbiorca przedstawia funkcjonariusza, który na hełmie ma znak charakterystyczny dla Metropolian Police. Mężczyzna pokazuje środkowy palec. To pewnego rodzaju wskazówka dla odbiorców, którzy nie znają twórczości Banksy’ego. Wskazówka, która mówi, że dalej trzeba iść na własną odpowiedzialność, a Brytyjczyk to artysta, który nie dba o konwenanse.
W omawianej publikacji artysta opisał, w jaki sposób zaczęła się jego przygoda z szablonami, choć pewnie sam jest zaskoczony okolicznościami, które wywarły wpływ na jego dalszą pracę artystyczną. Gdy miał 18 lat, próbował napisać hasło „znów spóźniony” na boku pociągu pasażerskiego. W momencie, gdy w pobliżu pojawiła się policja, znalazł schronienie pod wywrotką z olejem. Spoglądał przez kilkadziesiąt minut na blachę na spodzie zbiornika paliwa, na której znajdował się napis wykonany techniką szablonu. Wówczas zdał sobie sprawę, że taki sposób tworzenia to świetna oszczędność czasu i tak wkroczył w nowy etap.
„Każda reklama umieszczona w miejscu publicznym, która nie pozostawia ci wyboru, czy chcesz na nią patrzeć, czy nie, jest twoja. Jest twoja, możesz ją wziąć, zmodyfikować i użyć na nowo. Możesz z nią zrobić cokolwiek chcesz. Pytanie o pozwolenie to jak pytanie o to, czy możesz zatrzymać kamień, którym ktoś właśnie w ciebie rzucił” – czytamy w „Banksy. Wojna na ściany”.
Banksy walczy z postrzeganiem graffiti jako przejawu wandalizmu. Podkreśla, że nie jest ono „najniższą formą sztuki”, a tak naprawdę „najbardziej uczciwą formą sztuki, do tego ogólnodostępną”. „Nie ma w niej hipokryzji ani nadęcia, jest wystawiana na najlepszych ścianach w mieście, nikogo nie zrazi cena biletu” – wymienia atuty tego wycinka twórczości.
Książka Banksy’ego jest taka, jakim on sam dał się dotychczas poznać. Nie ma w niej miejsca na zbędne słowa, a pierwsze skrzypce grają prace artysty. To one otwierają przestrzeń do dyskusji, wskazując na zauważane przez twórcę problemy. Co ciekawe, w jego pracach często pojawiają się policjanci, dzieci, a także zwierzęta, pośród których najbardziej upodobał sobie małpy i szczury. A poprzez nieskomplikowane na pierwszy rzut oka prace dotyka często wielowątkowych problemów – niby przyziemnych, które można jednak rozpatrywać z uwzględnieniem wyższych tonów.
„Istnieją, choć nie mają na to pozwolenia. Są znienawidzone, tropione i prześladowane. Żyją w syfie, w cichej rozpaczy. A jednak mają siłę, by zmusić całe cywilizacje, by upadły przed nimi na kolana” – Banksy o szczurach.
W „Banksy. Wojna na ściany” znajdziecie nie tylko słynną przeróbkę „Słoneczników” Vincenta van Gogha, niezwykle popularne dzieło pt. „Dziewczynka z balonikiem”, pracę inspirowaną „Puszką z zupą firmy Campbell” Andy’ego Warhola, ale także wariację nt. znaków drogowych, test na inteligencję oraz nową odsłonę Mona Lisy czy przeróbkę sceny z „Pulp Fiction”.
Dla Banksy’ego nie ma strefy sacrum, co udowadnia przeróbkami ważnych dla osób wierzących symboli. Dla Brytyjczyka nie jest ważne jedynie to, jakie znaki pozostawi. Liczy się również miejsce, na którym osadzi swój przekaz. Jednym z takich miejsc z pewnością był mur w Palestynie. Z drugiej jednak strony artysta czasami wykorzystuje przestrzeń, którą ma na wyciągnięcie ręki. Zwykła ściana może okazać się komnatą, do której zapraszają szczury, a statek może niejako prowadzić kościotrupa dryfującego u jego podłoża.
„Możesz wygrać wyścig szczurów, ale nadal będziesz szczurem” – sentencja Banksy’ego.
Banksy kontynuuje ścieżkę buntownika, który wkłada kij w mrowisko. Szafuje przyjętymi schematami, nie bacząc na konwenanse. Można akceptować drogę, którą obrał albo uznawać ją za grę niewartą świeczki. Jedno jest pewne – jego prace budzą emocje. Wydana nakładem SQN książka „Banksy. Wojna na ściany” przybliża postać tego wyjątkowego twórcy. „Uliczny chuligan czy wielki artysta?” – to tylko jedno z pytań, które wciąż będzie pozostawać otwarte.